ESP to niezbędny element magazynowania energii i rozwoju OZE – Tomasz Wiśniewski dla Radia Nowy Świat

Strona główna » Wywiady » ESP to niezbędny element magazynowania energii i rozwoju OZE – Tomasz Wiśniewski dla Radia Nowy Świat

Do 2030 roku w Polsce ma powstać tak zwany magazyn zielonej energii Młoty. Elektrownia szczytowo-pompowa, składająca się z dwóch zbiorników wodnych z prostą zasadą działania. W Polsce jest już sześć takich elektrowni, a w planach są jeszcze co najmniej trzy. Jaki potencjał drzemie w tym rozwiązaniu? Na to pytanie redaktorowi Michałowi Poryckiemu z Radia Nowy Świat odpowiedział Tomasz Wiśniewski, Prezes Pracowni Finansowej.

RNŚ: Zasada działania tej elektrowni jest prosta, jest genialna. Dlaczego zatem nie mamy tego typu przechowalni prądu? Czy jest tak, że jeśli nie wykorzystujemy w pełni dziś tych, które mamy, to po co nam kolejne?

T.W. To bardzo szerokie pytanie. Dlaczego? Po pierwsze nie mamy ich więcej, bo kiedyś zarzucono program budowy kolejnych tego typu rozwiązań. Trochę przemiany ustrojowe na to wpłynęły – lata dziewięćdziesiąte, koniec lat osiemdziesiątych. Także ofiarą tych przemian i tej całkowitej zmiany, można powiedzieć ustroju, padły też i Młoty, bo częściowo ta instalacja została już przygotowana. Właściwie wystarczy ją dokończyć. Można by powiedzieć, że rząd PRL był bardzo wizjonerski, jeśli chodzi o ten program, ponieważ tak naprawdę elektrownie szczytowo-pompowe nabierają sensu właśnie przy współpracy z odnawialnymi źródłami energii, które są, jak wiadomo, niestabilne, nie zarządzalne. One produkują wtedy, kiedy wieje wiatr, kiedy świeci słońce, więc musimy tę energię magazynować po to, żeby się nie marnowała, kiedy jej nie potrzebujemy.

RNŚ: Czyli mam rozumieć, że być może, ten nie do końca wykorzystany potencjał, wynika z tego, że nie używamy ich zgodnie z tym przeznaczeniem, o którym pan mówi, czyli gromadzenie prądu z odnawialnych źródeł energii?

T.W. Tak, zdaje się, że zaledwie trzy tego typu siłownie szczytowo-pompowe są wykorzystywane regularnie jako elektrownie szczytowo-pompowe, a pozostałe pracują jako zwykłe elektrownie wodne. Po prostu zapotrzebowanie na ten prąd widocznie jest nieustanne. Cały czas, niezależnie od tego, ile by ta elektrownia nie wyprodukowała prądu. To wszystko jest wpuszczane do sieci energetycznej i jest używane na bieżąco. A te największe jak Żarnowiec, produkujący 3,6 gigawatogodziny, bywa, że są wykorzystywane właśnie jako magazyny energii, kiedy mamy nadmiar energii w sieci. Rozbudowa magazynów energii w tej lokalizacji będzie zresztą sprzyjała bilansowaniu energii z farm morskich już niedługo.

RNŚ: Pojawiają się opinie, że zmieniają się walory krajobrazowe, gdy pojawia się elektrownia szczytowo-pompowa. To też może być jeden z tych argumentów, dlaczego nie mamy ich zbyt wiele, czyli to, że zmieniają krajobraz.

T.W. Nad Soliną mieszkańcy okoliczni sobie chwalą. Turystyka kwitnie, hotelarstwo, sklepiki, pamiątki wczasy… Nawet w Młotach, planowano te kilkadziesiąt lat temu, że w 1977 roku prawdopodobnie będzie można pierwszy raz pojechać na wczasy nad ten nowo utworzony zalew. Więc oczywiście walory przyrodnicze i ochrona ekosystemu to jedno, a turystyka to drugie. Natomiast są miejsca, gdzie można zdecydowanie bez wpływu na lokalny ekosystem wybudować takie elektrownie szczytowo-pompowe. Na przykład w wyrobiskach, po odkrywkach takich jak w Turowie. Tylko, że to wymaga czasu. Młoty są na wyciągnięcie ręki, częściowo już jest to zrealizowane, od lat się tam nic nie dzieje, bo wszyscy wiedzą, że niedługo może tutaj powstać elektrownia. Nie ma nawet zasięgu telefonii komórkowej. I to jest do zrobienia do 2030 roku – w 6 lat. A taki Turów, po zakończeniu eksploatacji, które planuje się najwcześniej na 2026 rok – 20 lat, może potrwać samo kształtowanie ścian takiego zbiornika. Podzielenie go tamą na zbiornik górny i dolny i jeszcze 10 lat napełniania go wodą. To jest 2 razy dłużej, a nawet 3 razy dłużej, jeżeli zakładamy optymistyczny scenariusz niż budowa elektrowni atomowej.

 

RNŚ: Jeśli już jesteśmy przy energii atomowej i nie tylko odnawialnych źródłach energii, to czy elektrownie szczytowo-pompowe mogą przechowywać prąd wyprodukowany nie tylko z OZE, ale także z węgla i czy to w ogóle ma sens?

T.W. Oczywiście, że mogą. Każdy prąd mogą magazynować. Natomiast z założenia te elektrownie atomowe i węglowe pracują w podstawie. Nie opłaca się ich wyłączać, kiedy zapotrzebowanie na energię jest małe. Ale może też być tak małe, a tak duża produkcja energii z OZE, że będą magazynowały energię również wyprodukowaną w tychże źródłach pracujących w podstawie.

 

RNŚ: W grudniu 2021 roku Rząd powołał zespół ekspercki do spraw budowy elektrowni szczytowo-pompowych, a w ubiegłym roku Sejm przyjął ustawę specjalną, na mocy, której siłownie tego typu nie muszą być uwzględniane w lokalnych planach zagospodarowania przestrzennego, a Skarb Państwa może przejmować nieruchomości na takie inwestycje. Poprzedni rząd raczej nie kojarzył nam się z rozwojem zielonej energetyki. Co pańskim zdaniem sprawiło, że zainteresował się przyspieszeniem realizacji właśnie takich projektów?

T.W. Być może nie była to kwestia tylko polityczna. Poza tym ten rząd lubił programy megalomańskie. Takie jak przekop Mierzei Wiślanej. Duże programy, które pokażą wielkość tego Rządu i być może tak duże inwestycje jak właśnie elektrownia szczytowo-pompowa były częścią tego programu.

 

RNŚ: W takim razie porozmawiajmy o kosztach. Dzisiaj około 7 miliardów złotych. Kiedyś czytaliśmy o 3-4 miliardach złotych. Mówię oczywiście o elektrowni Młoty. To sporo, ale instalacje tego typu mogą działać kilkadziesiąt lat, nawet 40. Czy to oznacza, że zdążą się zwrócić dopiero po trzydziestu-paru? Czy zdążą się zwrócić już wcześniej, a reszta to już czysty zysk?

T.W. Tak, większa kwota niż te 3-4 miliardy złotych niewątpliwie, ale też większa moc. W najnowszych założeniach był to ponad jeden gigawat mocy, czyli ponad 1000 megawatów. To będzie magazyn największej pojemności, bo Żarnowiec ma 3,6 GWh, a ten będzie miał 4 GWh, więc dużo. Ale cały czas za mało, bo w symulacjach, które pokazują możliwość przejścia naszego kraju w 100 procentach na OZE, potrzebujemy 200 gigawatogodzin magazynowania energii w dowolnej formie. Czy to będą magazyny ESP, czy to będą magazyny chemiczne, które również równolegle się rozwijają.

RNŚ: Chemiczne, czyli akumulatory połączone w duże instalacje, tak?

T.W. Albo miliony małych akumulatorów. Na przykład rozproszonych po naszych mieszkaniach, domach. Albo te na kółkach w samochodach elektrycznych, bo one także mogą pełnić taką rolę.

RNŚ: Czy moc ma znaczenie w odniesieniu do kosztów? Jak to policzyć? Czy im większa, im mocniejsza elektrownia, tym bardziej się opłaca? Czy opłacałyby się nam mniejsze tego typu elektrownie ESP, które z kolei miałyby mniejszy wpływ na środowisko?

T.W. Myślę, że efekt skali robi swoje i średnio opłacałoby się robić mniejsze tego typu źródła. Mniejsze potrzeby można by zabezpieczyć, właśnie takimi magazynami chemicznymi. Był plan budowy małych i średnich reaktorów atomowych. Na razie nie ma dobrego rozwiązania w tej kwestii. Ja przy tej okazji, bo pan redaktor pytał też jak szybko to się zwróci, nie chciałbym rozpatrywać tego w kategorii biznesowej. Oczywiście zwróci się, ale ja reprezentuję interesy inwestorów w odnawialne źródła energii i z naszej perspektywy nie opłaca się w tej chwili inwestować w magazynowanie energii. To powinien zapewnić rząd czy energetyka po stronie właśnie sieci, czy to średniego czy wysokiego napięcia, zamiast oferować dotacje na budowę magazynów energii, samodzielnie ją magazynować. Poza tym w zasięgu drobnych i nawet średnich i większych inwestorów budowa takiego ESP jest nieosiągalna. To są nie tylko ogromne koszty 4-7 miliardów złotych, ale także specustawa i takie problemy, z którymi może poradzić sobie tylko ustawodawca, czyli Rząd. Żaden indywidualny inwestor w Polsce nawet elektrowni wodnej nie jest w stanie wybudować, a co dopiero tak ogromną inwestycję jak elektrownia szczytowo-pompowa, gdzie trzeba czasami wysiedlić jakieś wioski, zalać jakieś tereny nie do zrobienia, więc to jest rola rządu i ma sens przy takich dużych projektach, największych.

 

RNŚ: Tak, choć ta planowana szczytowo pompowa elektrownia w Tolkmicku nad zalewem wiślanym, z tego co wiem, miała być inwestycją prywatnej spółki, a teraz mówi się raczej o spółce z udziałem skarbu państwa. Ale swoją drogą, gdy już rozmawiamy o niej i gdy już rozmawiamy o samej zasadzie działania, która właściwie się od 100 lat nie zmieniła, czyli pompujemy wodę wyżej, potem czekamy aż spłynie niżej. To akurat mówię o tej w Tolkmicku. Planowana była także jako powierzchnia dla pływającej farmy fotowoltaicznej, czyli że ten górny zbiornik byłby jednocześnie przykryty panelami słonecznymi. Czy to jest jedyna nowość, która w tych projektach się pojawia? Czy są jeszcze jakieś inne ciekawostki, nowości, które sprawiają, że te elektrownie są efektywniejsze?

T.W. Nie, tutaj nie widzę jakiejś przestrzeni na innowacje. Farma, znaczy cała powierzchnia, nie może być też pokryta panelami fotowoltaicznymi, bo na ogół te zbiorniki zwężają się ku podstawie, w stronę dna. Więc, kiedy spuścimy wodę, to one oparłyby się o brzegi, nie miałyby możliwości nadal pływać po tej wodzie, a tutaj bardziej chodzi o to, żeby wykorzystać cały potencjał tej pojemności wtedy, kiedy jest potrzebny. A takie panele fotowoltaiczne można na dowolnej innej powierzchni wody instalować, także na morzu. Więc jest to jakaś innowacja, ale myślę, że lepiej w tym celu wykorzystać grunty klasy czwartej, a jest ich w Polsce tyle, że spokojnie można tam, mniejszym kosztem instalować farmy fotowoltaiczne. Moc farm PV, którą potrzebujemy, żeby przejść w 100 procentach na OZE zajęłaby zaledwie 0,36% powierzchni naszego kraju, więc całkiem niewiele. Spokojnie możemy je mniejszym kosztem wybudować na gruntach.

RNŚ: Pojawiła się opinia, że elektrowni szczytowo-pompowych mamy w Polsce mało, bo po prostu Polska jest płaska jak naleśnik na większości terytorium i brakuje przewyższenia, więc nie ma jak pod względem organizacyjnym tej energii składować. Może dlatego mamy problem?

T.W. Od tego powinniśmy właściwie zacząć naszą rozmowę. Przeszliśmy od razu do sedna. Dlaczego mówimy o energetyce wodnej w wydaniu szczytowo pompowym? Bo tylko taka w Polsce ma sens. Te tradycyjne elektrownie wodne nie znajdują zastosowania ze względu właśnie na te małe przewyższenia, na wolny spływ wody. A ponadto też powinniśmy wspomnieć o degradacji środowiska. Jeżeli mówimy na przykład o tamie we Włocławku, to ona odcina dla migracji ryb 60.000 km rzek. To jest długość nie do wyobrażenia. Elektrownie szczytowo-pompowe zwykle instaluje się w górnych biegach rzek albo tak jak w przypadku tych możliwych do wybudowania w odkrywkach, które w ogóle nie mają połączenia z rzekami. Oczywiście napełnić trzeba będzie je wodą z pobliskich rzek, ale na tym się skończy i żadnych rzek dla migracji ryb nie odetniemy w ten sposób.

 

RNŚ: To na koniec porozmawiajmy jeszcze o tym czy ESP, o których mówimy, uchronią nas przed niedoborami energii. Tymi blackoutami, którymi nas czasem straszą eksperci. Czy one są po prostu jednym z wielu niezbędnych elementów całego systemu przy rozwoju odnawialnych źródeł energii, które będziemy musieli rozwijać?

T.W. Tak, one są niezbędne przy rozwoju odnawialnych źródeł energii. Jak wspomniałem, 200 gigawatogodzin – taką pojemność magazynów energii przewiduje pewien scenariusz dla Polski. Przy założeniu, że będziemy zasilać Polskę tylko odnawialnymi źródłami energii. Bo bywają dni, kiedy i nie wieje wiatr i nie świeci słońce, albo noce, kiedy na pewno nie świeci słońce, a wiatr czasem wieje, czasem nie, więc będziemy musieli w przyszłości korzystać z magazynów energii. Oczywiście tanieją te chemiczne, bateryjne i to w dosyć szybkim tempie. No ale nadal ESP wypadają na tym tle lepiej.

Przeczytaj także